piątek, 13 marca 2009

"Jeżozwierzowe Drzewo..."

Nie wiedziałem jak zacząć tym razem pisanie. Z której strony przedstawić zespół, który tak wyraźnie odcisnął się złotymi zgłoskami na kartach historii muzyki XX w. Zespół który kręci się właściwie wokół jednego genialnego człowieka, który nie poprzestaje na dokonaniach tego jednego projektu i realizuje oprócz niego jeszcze parę, z których każdy jest innym spojrzeniem na muzykę, a ostatnio nawet wydał w pełni solową płytę. Zespół który ma powiązania z równie legendarnym King Crimson (które również kręci się wokół jednego człowieka- Roberta Frippa)

„Może rzucić jakiś niewybredny żarcik językowy na temat nazwy- tylko co może być zabawnego w jeżozwierzu?... Jeżozwierzowe Drzewo?... Jeżozwierz na drzewie?- nie to bez sensu”. Tak właśnie myślałem. No i nie doszedłem do żadnego konkretnego pomysłu. Więc przestając owijać w bawełnę- oto Porcupine Tree. Człowiekiem wokół, którego się kręci jest Steven Wilson, a oprócz niego znajduje się w zespole jeszcze trzech muzyków. Opisywanie wszystkich faz rozwoju tego zespołu począwszy od muzyki nawiązującej do dokonań klasycznego rocka psychodelicznego, a kończąc na ostatnich dziełach zbliżonych do metalu zajęło by mi zbyt wiele czasu więc przejdę do samego sedna.

Przyjąłem w moich tekstach, że polecam jedną płytę danego zespołu którą uważam za najlepszą/najciekawszą w jego karierze. I o ile miałem problem z wymyśleniem jak przedstawić ten zespół o tyle wybór płyty był dla mnie oczywisty, choć może się to wydawać trudnym zadaniem wiedząc, że w ich dorobku znajduje się 9 studyjnych albumów, oraz pokaźna ilość pobocznych wydawnictw. 

Krążek nazywa się In Absentia i została wydana w 2002 roku. Jest on dla grupy przełomowy, ponieważ słychać na nim początki metalowego brzmienia, którym aktualnie cechuje się grupa. Co mnie najbardziej zachwyca w niej? Odpowiedz brzmi „klimat”. Album jest tak spójny, skomponowany z charakterystyczna dla Wilsona dbałością o perfekcje- i choć zagorzali fani pewnie od razu wymienią jakikolwiek inny album jako lepszy przykład na tą spójność i perfekcje to właśnie ten sprawił, że pokochałem ów zespół. Zaczynając go słuchać odbywamy wspaniałą podróż. Pierwszy kawałek (Blackest Eyes), początkowe takty spokojne i już po chwili ruszamy z kopyta tylko po to by przesiąść się w następnym utworze do pociągu (Trains). Wolno i sentymentalnie tocząc się po szynach na samym końcu torów znowu w padamy w pęd zapewniony przez riff i rytm nadany przez perkusje. Wyskakujemy z wagonu i zostajemy połknięci przez „Usta z Popiołu” (Lips of Ashes) . Wędrując po układzie trawiennym przeżywamy kolejne perypetie by tuż pod sam koniec dostać się do serca i spowodować jego zawał(Heartattack in a Layby). Skutkiem tego odsłonimy duszę (Strip the Soul) i zabijemy wszystkich, tylko po to by zesłać na ziemie snop światła (Collapse The Light Into Earth)

Brzmi jak brednie szaleńca? To znaczy, że bardzo dobrze brzmi bo tak właśnie ten album się prezentuje. Można oszaleć od tych nagłych zmian z nostalgicznych balladek do ciężkiego metalowego uderzenia, ale w tym właśnie ten urok. I pierwiastek metalu tu zawarty jest tak doskonale wyważony że nie burzy nostalgii ballad. Piosenki wyżej przeze mnie wymienione stały się dla mnie wyjątkowe odkąd tylko poznałem ten album -czyli trzy lata temu- i od tamtego czasu ani na trochę nie spowszedniały mi mimo, że słucham tej płytki bardzo często szczególnie przy zasypianiu. I nie ma dla mnie nic piękniejszego niż kiedy mi się tylko zdarzy korzystać z pociągu i jednocześnie słuchać Trains. Więc jeśli ktoś jest głodny schizofrenicznej perfekcyjności godnej skrzyżowania Pink Floyd z Toolem to ten album jest dla niego.

Porcupine Tree- In Absentia (2002)


  1. Blackest Eyes (4:23)
  2. Trains (5:56)
  3. Lips of Ashes (4:39)
  4. The Sound of Muzak (4:59))
  5. Gravity Eyelids (7:56)
  6. Wedding Nails (6:33)
  7. Prodigal (5:35)
  8. .3 (5:25)
  9. The Creator Has a Mastertape (5:21)
  10. Heartattack in a Layby (4:15)
  11. Strip the Soul (7:21)
  12. Collapse the Light into Earth (5:54)

1 komentarz:

  1. Ha. No wreszcie wrzuciłem tutaj coś co naprawdę cenię (przecie Nirvany się nie spodziewam) ale akurat ulubionych utworów tej grupy (Radioavtive Toys tudzież Trains które znam dzięki Tobie) nie ma!

    OdpowiedzUsuń