środa, 16 września 2009

"Misz-masz..."

Moja pycha sprawiła, że postanowiłem stworzyć własną składankę piosenek. Nie chciałem stworzyć jakiegoś „The Best Of” tylko cos nieco nieprzeciętnego. Więc wpadłem na pomysł, że zbiore piosenki, które lubię, ale które są swoistymi perełkami bo nie zostały wydane na normalnych longplayach tylko jako b-sidey singli lub jako edycje limitowane. Po prostu zdobycie ich na nośniku fizycznym graniczy praktycznie z cudem, a jakość tych piosenek jest jednak na tyle duża moim skromnym zdaniem, że wypada je znać.

Z każdą z zamieszczonych tutaj piosenek wiąże się jakaś moja osobista historia, ale nie będę opisywał ich tylko postaram się przytoczyć to w jakich okolicznościach została nagrana i wydana poszczególna piosenka. Tak więc po koleji.

Nr. 1 Muse- Can’t Take My Eyes Out Off You
Wielu myśli, że orygninalnie wykonuje ją Frank Sinatra, tymczasem to niejaki Frankie Valli był pierwszy raz zaśpiewał ten utwór. Muse niemal 40 lat po premierze tej piosenki, podczas których to lat stała się ona istnym szlagierem postanowili zrobić z niej swój cover a efekt tej pracy umieścili na wydanej tylko we Francji i Japonii EP-ce pod tytułem „Dead Star/In Your Word”.

Nr. 2 Röyksopp- Were You Ever Wanted
Chłopaki “purchawkowcy” popełnili karygodny błąd nie umieszczając tej piosenki na normalnym wydaniu ich ostatniej płyty Junior. Tylko odbiorcy z Japonii mogli się nim cieszyć i wczuwać się w jego transowy i bardzo taneczny klimat, dodatkowo uprzyjemniony słodkim wokalem Lykke Li. Najbardziej żywiołowy utwór od Röyksopp jaki dane mi było poznać.

Nr. 3 Róisín Murphy- Off and On
Calvin Harris, który współpracował z Róisín przy nagrywaniu tego utworu nazwał ją „nieco walniętą” za to że nie umieściła go ona na swoim albumie Overpowered. Generalnie nie został on wydany nigdzie i tylko krąży sobie po sieci jako wyciek z sesji nagraniowej do owej płyty. Swoją własną wersje tej kompozycji przygotowała Sophie Elis Bextor i dopiero za jej sprawą stało się o nim głośno. Najlepiej o tym jaka jest ta piosenka powie chyba zdanie, że Kylie Minogue gdyby wyśpiewała ten utwór miałaby chyba dwukrotnie więcej zer na koncie.

Nr. 4 The Killers- Move Away
Piosenka napisana specjalnie na potrzeby soundtracku do filmu Spiker-Man 3 i na nim wydana, a poźniej jeszcze na składance Sawdust, która bez tej kompozycji powinna wylądować na śmietniku. Moim zdaniem ostatni godny uwagi kawałek nagrany przez tą formacje. To co w tej chwili sobą reprezentują graniczy bardzo blisko z Jonas Brothers. Mnie przykuła do tego kawałka świetna perkusja. Ronnie Vannucci jest naprawdę jednym z moich ulubionych perkusistów.

Nr. 5 The White Stripes- Black Jack Davey
Niemal trzystusetletnia ballada szkocka, zagrana przez Białe Paski z charakterystyczną im werwą. B-side z przełomowego dla TWS singla Seven Nation Army. Taki singiel z TAKIM utworem na swojej drugiej stronie MUSIAŁ odnieść sukces.

Nr. 6 Björk- Scary
Cudownie skomponowana piosenka, której główny urok tkwi w dźwiękach klawesynu. Jeden z lepszych w ogóle utworów Björk wydany jedynie na płycie z singlem Bachelorette. Niemiłosiernie słodka melodia kontrastująca z niemal przejmująco smutnym tekstem.

Nr. 7 Radiohead- Bishop’s Robes
Generalnie uwielbiam wszystkie piosenki Radiohead, więc gdy pierwszy raz usłyszałem tą nie byłem w ogóle zdziwiony, tymbardziej że pochodzi on z singla Street Spirit (Fade Out). Nie jest to może ich najlepszy b-side na pewno godny polecenia.

Nr. 8 Husky Rescue- New Light of Tomorrow (Bonobo Remix)
Przez samą sympatię do Bonobo warto zapoznać się z tym utworem. W niepoprawionej wersji i tak jest wystarczająco piękny, ale pan Simon Green wycisnął z tej kompozycji fińskiej grupy Husky Rescue jeszcze więcej. Remiks ten został umieszczony na albumie Remixes and Rarities ze zmienionymi wersjami piosenek formacji. (W tym miejscu nie moge sobie jednak pozwolić, żeby nie wtrącić jednego bardzo osobistego zdania. Ta piosenka kojarzy mi sie z jedną bardzo ważną dla mnie osobą i przedewszystkim dlatego tak ją lubie.) 

Nr. 9 Damien Rice- 9 Crimes (live at radio3fm)
Grana wyłącznie na gitarze akustycznej wersja tego utworu zarejestrowana na żywo. Bez wsparcia urzekającego głosu Lisy Hannigan wyłącznie solo Damien. Jednak brak drugiego wokalu zupełnie nie przeszkadza bo nadrabiane jest to cudownie załamującym się z przejęcia głosem Damiena.

Nr. 10 Kate Havnevik- Se Meg
Słuchając tej piosenki zawsze przypomina mi się Sigur Rós bo klimat jest bardzo podobny. Zaśpiewana po w jej języku ojczystym- norweskim piosenka stanowi wyjątek w anglojęzycznym dorobku Kate i można ją znaleźć jedynie na norweskiej wersji jej jak do tej pory jedynego albumu Melankton. Prawdziwa perełka wśród innych bardziej popowych kompozycji na tym wydawnictwie

Nr. 11 Porcupine Tree- Buying New Soul
Tym czym dla Led Zeppelin jest Stairway To Heaven tym dla Porcupine Tree jest ta piosenka. W pełnej niemal dziesięcio i pół minutowej wersji jest przejmująco epicką opowieścią idealną na jesienne wieczory. Jedna z moich ulubionych piosenek tej grupy, która znalazła się w pełnej wersji dopiero na krążku Recordings zawierającym „odpady” z wcześniejszych sesji nagraniowych.


P.S. Po napisaniu tego tekstu i zuploadowaniu już spakowanych piosenek zauważyłem pewien mój mały błąd. Piosenka Björk powinna mieć przypisany numer 6 natomiast ja przez pomyłkę nadałem jej numer 2. Na szczęscie ten błąd można łatwo naprawić.

Musical Oracle- My Music Vol. I (B-Sides and Outtakes)



  1. Muse- Can't Take My Eyes Off You- 3:31
  2. Röyksopp- Were You Ever Wanted- 5:37
  3. Róisín Murphy- Off and On- 3:30
  4. The Killers- Move Away- 3:50
  5. The White Stripes- Black Jack Davey- 5:06
  6. Björk- Scary- 2:39
  7. Radiohead- Bishop's Robes- 3:23
  8. Husky Rescue- New Light of Tomorrow (Bonobo Remix)- 5:20
  9. Damien Rice- 9 Crimes (live at radio3fm)- 3:00
  10. Kate Havnevik- Se meg- 5:11
  11. Porcupine Tree- Buying New Soul- 10:27

wtorek, 1 września 2009

Cytadela Zdobyta!

Teraz gdy już opadły emocje i strzepałem z siebie resztki kurzu mogę powiedzieć śmiało, że byłem na koncercie swojego życia. Radiohead udowodnili mi ze uwielbienie jakim ich darze nie jest w żadnym razie bezpodstawne. To jak się zaprezentowali tak naprawdę wymyka się wszelkim opisom, bo chociaż poszczególne emocje takie jak zachwyt czy euforia maja nazwy w naszym języku swoje nazwy to już mieszanka wszystkich odczuć, które przeżywałem na raz podczas każdej sekundy koncertu pozostaje ciągle nienazwana. Ten kolaż uczuć był na tyle osobliwy, że pozbawił mnie praktycznie przysłowiowych „ciar na plecach”. Podejrzewam ze mój system nerwowy był na tyle przeciążony odbieraniem bodźców i panowaniem nad tym żeby emocje nie rozsadziły mej cielesnej powłoki od środka, że po prostu nie był w stanie podołać wytworzeniu przyjemnego mrowienia w okolicy łopatek.

Trzeba wspomnieć na pewno jedno. Ten koncert to nie było teatralne przedstawienie. Nie było tu blichtru, konfetti sypiącego się tonami, sztucznych ogni, cekinów. Skromna, ale sugestywna oprawa wizualna jaką była udekorowana scena (czyli rzędy wysokich na kilkanaście metrów świecących różnobarwnie słupów wypełnionych diodami LED) tak naprawdę nie przyciągała w ogóle mojego wzroku. Nie potrzeba było wielkich telebimów (których i tak nie było za wiele, a z tego co zdążyłem zauważyć ludzie usytuowani w najdalszym sektorze musieli mocno wytężać wzrok aby cokolwiek nawet na telebimach zauważyć) muzyka w zupełności wystarczała. Nie jestem może audiofilem i ciężko mi jest oceniać jakość samego dźwięku, ale moim uszom wydało się, że fale generowane przez głośniki były wprost idealnie zestrojone dając piorunujące wrażenie. Mówiąc prostymi słowami nie miałem okazji uczestniczyć w lepiej nagłośnionym koncercie. 

Gdyby nawet wizja lub fonia zawiodła ten występ na pewno byłby równie udany. Wyczekiwanie na pojawienie się ponownie na polskiej ziemi Radiohead trwało długie piętnaście lat. Nie sprawiło to wcale, że fani zadowolili by się byle czym. Wręcz przeciwnie- wyostrzyło to ich apetyty i nadzieje na koncert dekady. Thom i reszta bez zastanowienia podnieśli tą rękawice oczekiwań rzuconą im w twarz i wyszli ze starcia z wygłodniałym tłumem w pełni zwycięsko zdobywając poznańską Cytadelę bez ani jednego wystrzału.

Nie mogli zagrać lepszej listy utworów. To po prostu byłoby technicznie niemożliwe, bo koncert musiałby trwać przeszło trzy godziny zamiast zaplanowanych dwóch. Można narzekać, że nie zagrali Knives Out, A Wolf At The Door, czy z jednego z mniej znanych, acz równie dobrych utworów jak choćby Peary*. Zagrali jednak Creep. Tą jedną piosenką zamknęli usta wszystkich malkontentów. Chociaż nawet ja sam cierpię nieco na przesyt tym utworem, a chłopaki z kapeli muszą go wprost nienawidzić, to zarówno ja jak i niemal wszyscy zebrani na koncercie ludzie gromkim chórem wyśpiewaliśmy cały tekst tej piosenki i każdy był wniebowzięty.

I dopiero teraz słuchając bootlegu z tego koncertu zaczynam wierzyć, że naprawdę byłem tam stojąc dziesięć metrów od sceny i patrząc na sceniczne wygibasy Thoma, bo to przeżycie w tamtej chwili wydawało mi się tak wspaniałe, że powątpiewałem w jego realność. Jako najbardziej banalne, ale i trafne podsumowanie tego koncertu nasuwa mi się parafraza jednego z tekstów Radiogłowych- „Everything was in a Right Place”. Było tak jak miało być.

RA D IOHEA_D @ POZnan* dla Ziemi (Part 1)

RA D IOHEA_D @ POZnan* dla Ziemi (Part 2)

  1. Intro - 1:07
  2. 15 Step- 4:50
  3. There There- 5:52
  4. Weird Fishes/Arpeggi- 5:41
  5. All I Need - 4:09
  6. Optimistic - 4:35
  7. 2+2=5 -3:34
  8. Street Spirit (Fade Out) - 4:33
  9. The Gloaming - 4:09
  10. Myxomatosis - 4:24
  11. Paranoid Android - 6:42
  12. Nude - 4:21
  13. Videotape - 5:14
  14. Karma Police - 5:56
  15. Bangers + Mash - 3:50
  16. Bodysnatchers - 4:19
  17. Idioteque - 5:18
  18. Everything in Its Right Place - 6:12
  19. You and Whose Army? - 3:49
  20. These Are My Twisted Words - 5:55
  21. Jigsaw Falling into Place - 4:35
  22. I Might Be Wrong - 4:39
  23. The National Anthem - 5:41
  24. Reckoner - 5:05
  25. Lucky - 4:55
  26. Creep - 4:19