sobota, 5 grudnia 2009

"Trzaski w rytmie hip-hop..."

Moja sympatia do artystów nagrywających dla Warp Records bądź Ninja Tune trwa już od dość długiego czasu. To dwa z najbardziej rozpoznawalnych labeli wydających alternatywną muzykę elektroniczną, ale istnieje jeszcze jedna wytwórnia posiadająca dość podobną renomę i sławę co te wspominane wyżej, mowa o należącym do Mike’a Paradinasa (znanego jako µ-Ziq) - Planet µ. Jednak zdarzyło się tak, że do tej pory jakoś nie miałem przyjemność zbytnio zagłębić się w pozycje na ich katalogu wydawniczym.

Zupełnie niedawno i przez całkowity przypadek wpadłem na wykonawcę, który zachęca mnie do eksploracji wydawnictw tej wytwórni. Artystą tym jest Amerykanin ukrywający się pod pseudonimem edIT. Jego płyta Crying Over Pros for No Reason wywołała niemałą konsternacje u mnie, a to za sprawą swojej oryginalności. Słychać na niej bardzo specyficzną mieszankę hip-hopowych beatow wzbogaconych o glitchową osnowę, to tak jakby Telefon Tel Aviv zaczęli nagrywać z DJ Shadow’em . Można też powiedzieć, że jest to instrumentalny hip-hop, ale póki ja sam nie jestem przekonany do tego gatunku to nie zamierzam wrzucać edIT’a i np. takiego Flying Lotusa do jednego worka (przy calej mojej sympatii dla Warp Records uważam, że Flying Lotus jest mocno przereklamowany).

Przechodząc do sedna, płyta ta jest niezwykle łatwa w odbiorze jak na elektroniczne standardy. Kawałek Ants od razu stała się moją obsesją. Wprawdzie komuś nieprzywykłemu do glitchowych brzmień pewnie nie przypadnie do gustu, aczkolwiek ja od pierwszego przesłuchania polubiłem ten longplay. Nie mogę natomiast powiedzieć, że jest wybitny. Utworom jakie można na nim usłyszeć trochę jednak brakuje do takiego miana, aczkolwiek na pewno mają w sobie ogromne pokłady oryginalności, bo wcześniej nie było mi dane słyszeć czegoś zbliżonego brzmieniem do dokonań edITa . Godnym uwagi jest również fakt, że wszystkie kawałki są utrzymane w dość melancholijnym i lirycznym nastroju, a najlepszym na to przykładem jest chyba kompozycja Twenty Minutes z partiami gitary (pojawiającymi się również w innych utworach) zakopanymi jednak dość głęboko pod warstwą trzasków i zgrzytów mimo wszystko nie, aż tak głęboko by nie można było ulec jej oddziaływaniu. Sprawia to, że krążek nadaje się wprost idealnie do słuchania w zimowe wieczory i może właśnie przez takie jego powiązanie z aktualną porą roku tak łatwo go polubiłem. Największym atutem jest na pewno niepowtarzalność słyszanych dźwięków sprawiająca, że najprawdopodobniej będę sięgał po ten krążek w przyszłości. Jednocześnie z całą stanowczością mogę stwierdzić, że to jedno z moich największych muzycznych odkryć ostatnich miesięcy.

Tak zupełnie na marginesie to okładka tej płyty swoją kolorystyką wprost idealnie pasuje do tego bloga.



  1. Ashtray- 4:15
  2. Ants- 4:03
  3. Laundry- 5:45
  4. Situps Pullups- 5:16
  5. Dex- 4:28
  6. Twenty Minutes- 4:42
  7. Screening Phone Calls- 2:48
  8. Mop Head- 3:23
  9. LTLP- 3:15
  10. Mildew- 1:03

1 komentarz: