czwartek, 5 listopada 2009

"W poszukiwaniu El Dorado..."

Fiński muzyk Sasu Ripatti znany mi jest nie od dziś, zarówno pod pseudonimem Luomo, którym podpisuje swoje bardziej klubowe aranżacje jak i pod aliasem Vladislav Delay odpowiadającym za  ambientową i minimalistyczną część jego twórczości. Ponadto znany jest również jako Uusitalo, Conoco i Sistol.  Rozległość gatunków, z którymi fin flirtuje przyprawia o prawdziwy zawrót głowy. Jego muzyka różni się stylistycznie nie tylko w zależności od pseudonimu pod którym wydaje, ale w obrębię każdego z jego alter-ego można również dostrzec  zmiany jakie zachodzą z płyty na płytę (jego eklektyzm najlepiej chyba wyraża fakt, że jako człowiek który zaczynał muzykowanie od gry na perkusji w zespole jazzowym teraz tworzy szeroko postrzeganą elektronikę).

Nie tak dawno miała miejsce premiera jego najnowszego albumu Tummaa wydanego pod szyldem Vladislav Delay. Jest to krążek, na którym Sasu przekracza kolejne granice. Jego muzyka z ram glitchu i ambientu przenosi się w tereny czysto eksperymentalne. Przy czym frywolność tych dźwięków nie jest na tyle pretensjonalna, aby mogła odstraszać potencjalnego słuchacza. Trzeba jednocześnie wyraźnie zaznaczyć, że jeśli ktoś jest przyzwyczajony do dominującej formuły 3-4 minutowych utworów będzie się strasznie nudził bo średni czas trwania kompozycji na płycie wynosi przeszło 8 minut.  Oprócz  dźwięków generowanych przez syntezatory, obecne są na albumie również żywe instrumenty: fortepian, klarnet, saksofon i perkusja, za którą zasiada sam Władek (jak widać skład jednoznacznie kojarzący się z jazzowym rodowodem).

Płyta zdaje się być podzielona na dwie części. Pierwsze 3 utwory to te opierające się głównie na improwizacji, może lekko chaotyczne. Przesycone niezrównaną ilością bardzo inwazyjnych dźwięków. W tym szaleństwie jest jednak metoda, bo to co następuje potem jest prawdziwym ukojeniem. I nie mam na myśli tu tego, że  jakkolwiek początek jest irytujący lub niestrawny, po prostu najbardziej awangardowy.  Przełomowa pozycja to najkrótszy na płycie utwór Musta Planeetta, który jest chyba najspokojniejszy, ale zaraz za nim czai się iście transowe Toive z miarowym i marszowym rytmem, który powoli ewoluuje by w końcu przerodzić się w dziką (jak na standardy płyty) ferie dźwięków. Tytułowy utwór jest za to chyba najbardziej harmoniczny i dopracowany gdyby nie ingerujące w jego melodię różnorakie perkusjonalia mógłby być muzyką relaksacyjną. Ostatnia scieżka- Tunnelivisio jest bardzo tożsama  z jazzem w jego najbardziej awangardowej formie, krótkie fortepianowe wstawki uzupełnione linią basu imitującą poniekąd kontrabas, a do tego wplecione oczywiście różne elektroniczne przeszkadzacze.

Płyta ta na pewno nie należy do łatwych w odbiorze o ile nie obcowało się wcześniej z ambientem. Co i tak nie daje gwarancji na zrozumienie przez swoją drugą, czysto eksperymentalną stronę. Trzeba przedzierać się przez dżunglę jego dźwięków, żeby dotrzeć do tego co w nim najlepsze, zupełnie jak konkwistadorzy przeszukujący lasy Ameryki Południowej w poszukiwaniu El Dorado. Jednocześnie rytm który wypełnia wszystkie kompozycje, choć nie zawsze można go dosłyszeć ,to jednak jest mocno wyczuwalny. Sprawia, że człowiek wpada w swoistą hipnozę i daje się uwieść dźwiękom aranżowanym przez Vladislava. Ten dziwny dualizm formy jest szalenie intrygujący i nawet jeśli płyta sama w sobie nie przypadnie komuś do gustu, warto po nią sięgnąć z czystej ciekawości, by poza nieco trudnym do przyswojenia kształtem móc się zachwycić mrocznym klimatem fińskiej nocy polarnej rozświetlonej przez wielobarwną zorzę równie zmienną i w pewien sposób nieprzewidywalną co kompozycje Vladka co stanowi jednak największe piękno.

Sasu Ripatii udowadnia tym albumem, że jest muzykiem absolutnym, a jego kompozycje przypominają śnieg , który z daleka jest jedynie rażącą białością, ale gdy mu się przyjrzeć bliżej z perspektywy każdego pojedynczego płatka, misterna sieć krystalicznych struktur zachwyca swoją złożonością i pięknem. Cały ten zachwyt sprawia, że śmiało mogę powiedzieć, iż dla mnie jest to zdecydowanie jedna z najlepszych płyt tego roku.


Vladislav Delay- Tummaa (2009)


  1. Melankolia- 10:58
  2. Kuula (Kiitos)- 09:02
  3. Mustelmia- 08:13
  4. Musta Planeetta- 05:11
  5. Toive- 11:09
  6. Tummaa- 10:19
  7. Tunnelivisio- 11:16

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz