środa, 4 listopada 2009

"Pod latarnią..."

W ostatnim czasie brak mi płyt, które były by godne, abym mógł je umieścić na blogu. Potrzeba pisania jednak jest cały czas żywa stad powstanie tego tekstu.

Słów parę o Behemocie i Chylińskiej. Ostatnio z wszelkich mediów bombardowany jestem kolejnymi newsami o tym co to Nergal wyczynia z Doda, albo jaka to płyta Chylińskiej nie jest. Te dwie sprawy mają ze sobą więcej wspólnego niż można by się było spodziewać. Obie łączy latarnia pod którą znaleźli się ich bohaterowie zaczynający uprawiać najstarszy zawód świata.

Nergal- ikona zła, dla wielu antychryst we własnej osobie nagle w niewyjaśnionych okolicznościach rozpoczyna związek z różową do szpiku kości Dodą. Rabczewska ma w sobie tyle mroku i zła ile może mieć co najwyżej beza, do tego pomijając jej prawdziwy intelekt to poziom artystyczny jaki sobą reprezentuje stoi niewiele wyżej poziomu disco polo. Podczas gdy Behemota powiedzmy ze wcześniej osobiście jakoś ceniłem mimo, że w ich gatunku zupełnie się nie odnajduje (dość powiedzieć , że ich muzyka to dla mnie efekt zmixowania ze sobą odgłosów trawiennych z warkotem zepsutej piły mechanicznej, ale niektórzy potrafią w tym dostrzec jakąś głębię) to fakt, że są ponoć jednymi z najważniejszych światowych przedstawicieli gatunku był dla mnie powodem do swego rodzaju dumy. W chwili gdy jednak z undergroundu przeszli do mainstreamowych mediów, które zainteresowały się grupą niemal wyłącznie w kontekście związku Nergala i Dody stali się dla mnie nikim innym jak artystycznymi prostytutkami. I pozostaje bez znaczenia jakiej jakości jest ich aktualna płyta, bo posunięcie się do tak taniego zagrania marketingowego jest iście żałosne.

Chylińska z kolei proces prostytuowania się przechodziła nieco mniej gwałtowniej niż Nergal, ale skutek jest równie szokujący i żenujący. Wielkim fanem jej twórczości nigdy nie byłem, ale jakąś sympatię zarówno do jej piosenek jak i osoby miałem. Była pewną alternatywa na tym polskim „rynku” muzycznym, który bardziej przypomina jednak małomiasteczkowe targowisko. W każdym razie Chylińska z pyskatej, niezbyt urodziwej dziewuchy mającej własne zdanie nagle stała się wampem, będącym jednak marionetką. Sam udział w programie „Mam Talent” jeszcze nie był niczym złym, ale jej płyta, w której z rockowej stylistyki przesiada się na ławeczkę z napisem „mało wybredna potupanka” już tak. Wywiady, w których Chylińska zapewnia, że to jak najbardziej jej własna płyta, taka dojrzalsza- gówno prawda. Chyba, że dojrzałością nazwiemy zrezygnowanie z ideałów na rzecz mamony.

Więc mamy dwa przypadki jak twórcy (przyjmijmy dla uproszczenia) alternatywni, ale jako stojący w opozycji do masowej muzyki potrafiący jednak jakoś wyżyć ze swojej twórczości robią rzeczy, które mają na celu jedynie powiększyć ciąg zer na ich kontach. O ile w przypadku Nergala jest to „tylko”, a może „aż” związek z „największą gwiazdą” rodzimej sceny muzycznej, o tyle Chylińska jest w fazie „lans permanentny”.

Może ten nieskładny teks jest nieco bezcelowy , ale jako wyraz mojego bólu egzystencjalnego spowodowanego opisywanymi przypadkami musiał powstać. Konkluzja jaka mi się nasuwa jako jego podsumowanie jest jedna i to jest moja rada dla Nergala i Chylińskiej (choć mam pełną świadomość, że żadne z nich tych słów tutaj nie przeczyta). Nie trzeba być super alternatywnym i niszowym artystą by ludzie Cie jakoś cenili, ale wystarczy dać najmniejszy oznak komercjalizowania się i fani się od Ciebie odwrócą.

1 komentarz:

  1. "Wpis" niezbyt udany. Za długie i za bardzo złożone zdania. Zbytnie skupianie się na sobie i ciągle wpychanie swojego zdania, aż za dużo tego co prowadzi do wniosku, że autor jest egocentryczny.

    OdpowiedzUsuń