Trzeba wspomnieć na pewno jedno. Ten koncert to nie było teatralne przedstawienie. Nie było tu blichtru, konfetti sypiącego się tonami, sztucznych ogni, cekinów. Skromna, ale sugestywna oprawa wizualna jaką była udekorowana scena (czyli rzędy wysokich na kilkanaście metrów świecących różnobarwnie słupów wypełnionych diodami LED) tak naprawdę nie przyciągała w ogóle mojego wzroku. Nie potrzeba było wielkich telebimów (których i tak nie było za wiele, a z tego co zdążyłem zauważyć ludzie usytuowani w najdalszym sektorze musieli mocno wytężać wzrok aby cokolwiek nawet na telebimach zauważyć) muzyka w zupełności wystarczała. Nie jestem może audiofilem i ciężko mi jest oceniać jakość samego dźwięku, ale moim uszom wydało się, że fale generowane przez głośniki były wprost idealnie zestrojone dając piorunujące wrażenie. Mówiąc prostymi słowami nie miałem okazji uczestniczyć w lepiej nagłośnionym koncercie.
Gdyby nawet wizja lub fonia zawiodła ten występ na pewno byłby równie udany. Wyczekiwanie na pojawienie się ponownie na polskiej ziemi Radiohead trwało długie piętnaście lat. Nie sprawiło to wcale, że fani zadowolili by się byle czym. Wręcz przeciwnie- wyostrzyło to ich apetyty i nadzieje na koncert dekady. Thom i reszta bez zastanowienia podnieśli tą rękawice oczekiwań rzuconą im w twarz i wyszli ze starcia z wygłodniałym tłumem w pełni zwycięsko zdobywając poznańską Cytadelę bez ani jednego wystrzału.
Nie mogli zagrać lepszej listy utworów. To po prostu byłoby technicznie niemożliwe, bo koncert musiałby trwać przeszło trzy godziny zamiast zaplanowanych dwóch. Można narzekać, że nie zagrali Knives Out, A Wolf At The Door, czy z jednego z mniej znanych, acz równie dobrych utworów jak choćby Peary*. Zagrali jednak Creep. Tą jedną piosenką zamknęli usta wszystkich malkontentów. Chociaż nawet ja sam cierpię nieco na przesyt tym utworem, a chłopaki z kapeli muszą go wprost nienawidzić, to zarówno ja jak i niemal wszyscy zebrani na koncercie ludzie gromkim chórem wyśpiewaliśmy cały tekst tej piosenki i każdy był wniebowzięty.
I dopiero teraz słuchając bootlegu z tego koncertu zaczynam wierzyć, że naprawdę byłem tam stojąc dziesięć metrów od sceny i patrząc na sceniczne wygibasy Thoma, bo to przeżycie w tamtej chwili wydawało mi się tak wspaniałe, że powątpiewałem w jego realność. Jako najbardziej banalne, ale i trafne podsumowanie tego koncertu nasuwa mi się parafraza jednego z tekstów Radiogłowych- „Everything was in a Right Place”. Było tak jak miało być.
RA D IOHEA_D @ POZnan* dla Ziemi (Part 1)
RA D IOHEA_D @ POZnan* dla Ziemi (Part 2)
- Intro - 1:07
- 15 Step- 4:50
- There There- 5:52
- Weird Fishes/Arpeggi- 5:41
- All I Need - 4:09
- Optimistic - 4:35
- 2+2=5 -3:34
- Street Spirit (Fade Out) - 4:33
- The Gloaming - 4:09
- Myxomatosis - 4:24
- Paranoid Android - 6:42
- Nude - 4:21
- Videotape - 5:14
- Karma Police - 5:56
- Bangers + Mash - 3:50
- Bodysnatchers - 4:19
- Idioteque - 5:18
- Everything in Its Right Place - 6:12
- You and Whose Army? - 3:49
- These Are My Twisted Words - 5:55
- Jigsaw Falling into Place - 4:35
- I Might Be Wrong - 4:39
- The National Anthem - 5:41
- Reckoner - 5:05
- Lucky - 4:55
- Creep - 4:19
Zgadzam się w 100%. Koncert mojego życia :D było pięknie :) tak jak o tym piszesz.
OdpowiedzUsuń